sobota, 25 sierpnia 2018

Jak zadziałać, żeby działać?



Hej,

Już parokrotnie miałam się zabrać za napisanie czegoś, czegokolwiek. A zamiast tego przychodziłam do domu i padałam… na dupsko. Nie miałam ochoty na nic, ani motywacji. Ta cholerna motywacja i dlatego, że to zdradzieckie zjawisko jest, dzisiaj o niej do was popiszę.

Często wychodzimy z założenia, że żeby zrobić coś większego w swoim regularnym dniu, musimy się „do tego poczuć”. I tak czekamy i czekamy i…. i niejednokrotnie dupa bo tego chcenia nie przybywa, a często i wręcz odwrotnie, ubywa. Czasami pojawi się iskierka, żeby poszukać motywacji gdzieś poza sobą. Ktoś skonfrontuje swoją wizję z rodzicem czy partnerem, inni z przyjaciółmi, a jeszcze inni jak ja będą szukać w książkach i na yt. Z takich poszukiwań można wynieść wiele ciekawych i wartych przemyślenia słów. Ma się też szansę usłyszeć coś co jest absolutnie szokujące i jak nawałnica przechodzi przez poletko ładnie uczesanych myśli. I to też jest dobre chociaż zdarza się być deprymujące, kiedy liczy się na poparcie swoich myśli a nie ich podburzenie. Ale do brzegu.

 

Jest taka pani, Mel Robbins, pomiędzy wieloma określeniami da tego czym się zajmuje, jest przede wszystkim człowiekiem świadomym i swoje przeszła. I ta oto osoba wypowiada się jako coach właśnie o motywacji, o tym jak to chęć działania poza strefą komfortu nie lezy w interesie organizmu – nie człowieka, organizmu. Przyznam, że nie czytałam żadnej książki jaką napisała, słuchałam przede wszystkim jej wystąpień w ramach TED X jak i wywiadów z nią. I to co naj bardziej mnie zaskoczyło z jej opowieści i wniosków, a jest tego spro.

Jednym z konceptów jest „zasada 5 sekund” – mniej więcej tyle mamy, żeby zacząć działać zanim się rozdecydujemy. Mel podnosi również, że nasze organizmy w ujęciu biologicznym i ewolucyjnym nie zostały zaprojektowane do podejmowania działań, które są jakkolwiek ryzykowne i mogą zaburzyć równowagę jaką organizm osiąga dzięki bezpiecznemu chodzeniu do pracy, niewychylaniu się i nie kwestionowaniu. I tu podeprę się ciekawostką, która usłyszałam w programie Wojciecha Cejrowskiego – natura może sobie pozwolić na stratę samca, wiec są oni znacznie bardziej skorzy do podejmowania działań niestandardowych, ryzykownych. Z ewolucyjnego punktu widzenia natura nie może sobie pozwolić na stratę samicy, ponieważ jej rola w budowaniu stada jest znacznie ważniejsza (dla przetrwania gatunku) niż rola mężczyzny. Teraz musimy się zmierzyć z tym, że tak ludzie to też zwierzęta i działają zgodnie z tymi samymi mechanizmami, chociaż już dawno wyszliśmy z jaskini, potrafimy się ogrzać zimą i perfekcyjnie konserwować pożywienie. My kobiety, poniekąd od natury a poniekąd przez model wychowania jesteśmy mniej skore do podejmowania tych bardziej ryzykownych działań. I może się zdziwicie, ale takim działaniem dla niektórych z nas jest otwarte zabranie głosu na zebraniu w pracy, więc podjęcie inicjatywy i działanie poza schematem może być naprawdę przerażające.

Jednak jeśli tak lękliwe nie jesteśmy i mamy jakiś pomysł trzeba szybko przejść do realizacji, bo odpłynie. Tak jak słowa, które chce się zapisać, trzeba to robić już.  Ja z doświadczenia wiem, że jeśli w  danym momencie kiedy pojawia się pomysł nie można przejść od jego realizacji, należy go zapisać i to w jak największej ilości szczegółów.

Co jeszcze Mel mówi o motywacji? Że chęć do działania może nigdy nie nadejść i należy się zmusić do działania. Tu za przykład został postawiony akt wstawania z łóżka i wciskanie drzemki w nieskończoność – do tego akurat nie potrafię się odnieść, natomiast zgadzam się, że działania należy podejmować szybko, bo potem traci się tą iskrę. I mam świadomość, że to wałkowanie cały czas tego samego, ale innej drogi nie ma niż działanie.

No ale co jak już zadziałacie – dajmy na to napiszecie posta lub zrobicie ciasto – i nie jesteście zadowoleni z finalnego rezultatu? I tu rewolucji w moim myśleniu dokonał Casey Neistat, który oświadczył wprost, że on w większości swoich filmów nie jest w 100% usatysfakcjonowany z rezultatu, niemniej nie należy się poddawać bo tylko działanie, praktyka dają nam pole do trenowania i doskonalenia warsztatu. Tak też jest w każdej innej dziedzinie.


Więc jeśli nie chciało Ci się czytać całego wywodu – działaj od razu, nie zniechęcaj się i praktykuj, bo tylko w ten sposób będziesz się rozwijać.


I tyle. Dajcie mi znać w komentarzach czy jesteście zainteresowani tekstami tego typu i koniecznie jakie są wasze przemyślenia w tej materii?



Wpadajcie na moje social media! Wystarczy kliknąć w obrazek! I pamiętajcie dodać bloga do obserwowanych, będzie wam łatwiej tu wrócić.


Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    



środa, 15 sierpnia 2018

Moja kolekcja rozświetlaczy vol#5

Hejka!



Co tam u was słychać dobrego?
 
Ja zrobiłam sobie chwilę oddechu, chociaż wakacje jeszcze przede mną. A Wy, już po urlopie? 

***Jak zobaczycie, pogoda szalała przechodząc ze słonecznego spokojnego nieba, w stalowe i deszczowe chmury***

 
Dzisiaj przychodzę do was już z ostatnią odsłoną kolekcji rozświetlaczy. Tym razem są to produkty sypkie oraz w kuleczkach. Uprzedzę od razu, ze tym razem nie ma żadnych spektakularnych swatchy bo wszystkie 5 są delikatne w porównaniu z poprzednimi odsłonami. Na tyle, że kuleczek w ogóle nie widać na ręce, co nie znaczy, że na twarzy jest ten same efekt. 
 
 

Kiedy teraz o tym myślę, to kuleczki z Wibo są rewelacyjne dla bardzo początkujących lub dla tych z was, które chcą bardzo delikatnego efektu. Czemu tak pięknie nie mówię o produkcie od Essence? Bo to była limitka, ale sam produkt również jest świetny.


Zwróćcie uwagę na różnice w kolorach   kuleczek w opakowaniach i to co mogę wam powiedzieć o porównaniu kolorystycznym, którego nie zobaczycie, bo nie było go widać na zdjęciach. Essence jest bardziej różowawy i mocniej odbijający światło, trochę drobinkowy. Wibo to bardziej białawy, lekko tylko skrzący się mix kolorków z bardziej satynowym blaskiem, taka ładna świeża skóra.



Przed nami ponownie Wibo i Essence, a w dodatku 2 produkty są limitowane. Oczywiście kolekcja świąteczna ni jest w żadną stronę bieżąca ;) natomiast ten produkt w zestawie ma puszek, ponieważ przeznaczony był do twarzy i ciała. Super drobinkowy i lekko brzoskwiniowy i generalnie cieszy oko również po prostu stojąc na półce. Kolejna limitowanka i to wiekowa - kto pamięta komentuje (a co zaczepiam) - od Wibo, w pięknym, szklanym flakonie perfumowym. Niesamowicie cieszy oko i adekwatnie do opakowania, pachnie perfumowo, ale w babciowym stylu, chyba też adekwatnie do stylu flakonu.  **** I właśnie w tym momencie dowiedziałam się, że jednak on się odkręca, a chciałam wam napisać, że jest to jedyny produkt, który jak już padnie na ubranie, to co najmniej 3 prania zanim się wypierze te drobiny. Dodatkowo produkt jest tak miałki, że jak się nim psiknie od tak to opada i końca nie widać, ale jest piękny ****
Diamond Skin od Wibo jest równie miałki jak wcześniejsza limitowanka, a dodatkowo jest niesamowicie satynowy w dotyku. Bardzo ładnie prezentuje się na buzi również dzięki szampańskiemu kolorowi jaki został nadany produktowi.


 od lewej Wibo limitka, Diamond Skin i Essence na święta.

Kochani, to by było na tyle w kategorii rozświetlaczy. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście czytając wpisy o całej kolekcji.

Powiedzcie mi o czym teraz chcielibyście poczytać.


Dajcie koniecznie znać w komentarzach!

Wpadajcie na moje social media! Wystarczy kliknąć w obrazek!
I pamiętajcie dodać bloga do obserwowanych, będzie wam łatwiej tu wrócić.

Z kolekcji:
Vol 1
Vol 2 
Vol 3
Vol 4

Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    



środa, 8 sierpnia 2018

Moja kolekcja rozświetlaczy vol#4 - palety

Hej!

Co u was? Nie rozpuściliście się jeszcze przy takich temperaturach?



Mam nadzieję, że dbacie o siebie w taką już nieco ekstremalną pogodę.


Kontynuując posty o mojej kolekcji rozświetlaczy, to już przedostatni post. O hahaha, takie troszkę tych produktów. No wiem, dużo tego zgromadziłam. Dzisiaj chciałam wam pokazać palety z rozświetlaczami lub przede wszystkim z nimi, ponieważ mam też kilka palet mieszanych do twarzy.

SPOILER - Anastasia to aliexpres

 

Postaram się być zwięzła i od razu powiem wam, że jest tu i dużo kolorów, które widzieliście już wcześniej, jaki i kilka unikalnych w mojej kolekcji. No zobaczcie sami.


Lovelt ma spore pojęcie co robi w materii rozświetlania buzi. Trio Nobodys Perfect but Me, jest dobrze przemyślanym zestawem z cudownym pomysłem, aby pasował każdemu. Niestety mam tu jedno 'ale' do niej. Jak zauważycie na zdjęciu poniżej, środkowy, różowy kolor nie ma tej samej struktury/formuły co dwa pozostałe. To niestety przekłada się na jego intensywność, a to powoduje u mnie smutek.
Sama paletka jest lekka, tekturowa i ma małe lustereczko dobrej jakości. Zamykana na magnesiki w otwieranych rogach - bardzo sympatyczna.

 Złoty, czekoladowy super pigmentacja i ekstra blask. Ten różowy w ramach desperacji w czasie pisania jeszcze zeskrobałam z wierzchu z jednej strony, myśląc, że mogłam zamoczyć jakoś produkt i się zbrylił z wierzchu. Niestety nie, natomiast poczynione odkrycie jest takie. Zeskrobany będzie super rozświetlającym różem - koniecznie rozkruszony - z kołeczka tak jak jest na zdjęciu nie ma opcji zeby nabrać go tyle, by go zbudować więc jako rozświetlacz jest bardzo delikatny.

 


Wibo Strobing Makeup Shimmer Kit. Jak już mówiłam o Lovelty, a to ta sama ekipa, oni się znają na rozświetlaniu. Zacznijmy od wyglądu - Plastikowa paleta zamykana na magnetyczny"klik" z lustrzanym wierzchem. To dość istotne ponieważ lusterko w środku nie urywa ... Moje jest zawsze jakby zmatowione i lekko zaparowane. Generalnie nie jest mi żal tego środkowego lusterka bo używam zamiast tego wierzchu palety i robię to z nieukrywaną przyjemnością... ogromną... no jest mega..dobra już. Doceniam również pędzelek w palecie. niestety był za duży i  za szorstki, żeby nim operować, więc nadal mieszka w swojej przegródce natomiast DOCENIAM koncept i poczucie droższego produktu. To teraz do samego produktu.


W środku super, ekstra kolory miękkich, napigmentowanych rozświetlaczy. Bajka. No można je budować, można, ale po co skoro jedna warstewka daje taki efekt, że o. Jestem zachwycona tym produktem. Cały czas kiedy na niego patrze i używam jestem pod wrażeniem. 


 Tak, widzę, że jasne są do siebie bardzo podobne i tak z resztą jest. Jednak po nałożeniu na buzię widać, że jeden jest bardziej ku złoto naturalnemu odcieniowi. Drugi okazuje się być szampański w  kierunku bardziej do srebra. Ten ciemny oczywiście na mnie wyglądał by dość ekstrawagancko, ale niektórzy ludzie się opalają i na pewno będzie im on pasować na wakacje do twarzy i ciała

 






Paleta od Live Love Makeup Obsession, Bronze & Light -ciężko mi sobie wyobrazić kogoś korzystąjacego z niej jako bronzera, ale może mam za mała do tego wyobraźnie. Kupiłam ją w Rossmannie i to był dobry zakup. Co istotne to jeśli nie wiecie to jest to kolejna z podfirm z konglomeratu MUR. Widzicie z  resztą, że jest przeze mnie lubiana bo plastik na wysoki połysk jest już mocno podrapany przez nasze wspólne podrożę. Lusterko w środku jest ogromniaste i fantastyczne jakościowo. W dodatku to nie jest całość jeśli chodzi o kolory. Sama struktura palety to wieko z lustrem a dół to rama do umieszczania w niej wkładów i z tego co wiem tak to na wyspach funkcjonuje w zdecydowanej większości.

 

Formuła jest nie do zdarcia, są niesamowicie wydajne, o ciekawych kolorach i wysokim nasyceniu pigmentów. Z tej palety myślę, że spokojnie może korzystać pół świata jeśli nie cały. I teraz następuję "halo' z waszej strony, bo mówiłam, że nie wiem czy ktoś by się tym "obrązowił". Ten matowy brąz, aż taki matowy wcale nie jest, to złotobrąz o delikatnej pigmentacji i leciutkim glow.




Licząc od lewej, 3 i 5 koloru można używać lekką ręką jako różu i tak też robię zimą i jest efekt jak z bajki. Delikatna chmurka koloru z subtelnym blaskiem - ale to zależy już od każdego użytkownika, co kto lubi. Niemniej gdybyście mieli okazję zerknijcie na ich produkty.



Star Shine Shimmer Kit od Wibo, to bardziej taki bajer niż produkt na co dzień, ale to opakowanie jest wow. Po zachwytach przejdźmy do samego produktu. W środku mamy 6 kolorów - to nie są delikatne złotka, tylko kolorki. Tak sam koncept kolorów jest z ABH, ale są one takie dość subtelne.

 


Zobaczcie jakie one są śliczne i delikatne ale kolorowe i absolutnie nie jest to zestaw dla wszystkich i ja to rozumiem bo nie wszyscy chcą mieć zielony czy fioletowy blask na pyszczku. Natomiast jest fajna.

No i ostatnia składowa na dziś, tak to ABH z aliexpres. Zwykle kupuje na ali marki bez nazwy i klasyczne nonamy - lub coś co po prostu nie jest firmowane dużą firmą. Ciekawość wzięła górę i o i mam. Absolutnie nie wiem czy taką powinny mieć formułę czy taką pigmentacje natomiast wtedy nie wiedziałam, że w ogóle wyjdzie jakiś odpowiednik  no nie ważne. Sójżcie.




Te są mocno nasycone kolorem, a w konsystencji są miękkie i na swój sposób lepkie. Czy takie powinny być, nie wiem natomiast są przyjemne. Twarz mi od tego nie odpada, oczu nie wypaliło.
 
I tyle by tego było.

Chcielibyście post o moich zakupach z ali?
Macie jakąś ulubioną paletkę z rozświetlaczami?

Dajcie koniecznie znać w komentarzach!

Wpadajcie na moje social media! Wystarczy kliknąć w obrazek! I pamiętajcie dodać bloga do obserwowanych, będzie wam łatwiej tu wrócić.

Z kolekcji:
Vol 1
Vol 2 
Vol 3
Vol 5

Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    

!-- Powiadomienie Cookies BloggerPolska. Tu znajdziesz wi\u0119cej informacji: http://www.blogger.com/go/cookiechoices.-->