Hej!
Co u was słychać? Zimno nie? Nie?
No nic nie szkodzi, ja nie będę was chłodzić – badumpc.
Jest powód dla którego mówię o temperaturze i chłodzie. Ponieważ ten wpis poświęcony będzie produktom skandynawskiej, a konkretniej Szwedzkiej firmy, która swoją ofertę przedstawia w klasycznie papierowym i e-katalogu. Mowa oczywiście o Oriflame.
Jest powód dla którego mówię o temperaturze i chłodzie. Ponieważ ten wpis poświęcony będzie produktom skandynawskiej, a konkretniej Szwedzkiej firmy, która swoją ofertę przedstawia w klasycznie papierowym i e-katalogu. Mowa oczywiście o Oriflame.
Jeśłi śledzicie mnie na Instagramie ( jak nie to tu klikamy i obserwujemy moje insta), mogliście dowiedzieć się ze stories, że dzięki uprzejmości koleżanki blogerki, dostałam paczuszkę z produktami tej firmy do przetestowania. Teraz nadszedł czas, kiedy chcę się z wami podzielić moimi opiniami o produktach, ale jednocześnie zachęcić do dyskusji(stymulujmy się nawzajem).
W paczce znalazłam bardzo zróżnicowane produkty. Mam coś do
mycia i do nawilżenia, do makijażu i trochę zapachu, a nawet było coś do
zjedzenia ;) – ach same rymy dzisiaj, to chyba jazz i herbata.
Dobra tego zapachu jest dużo i zanik przejdę do
omówienia poszczególnych produktów
podkreślę to jak pięknie, intensywnie i nienachalnie pachną produkty które mam,
a do tego są jeszcze trwałe.
Coś do mycia, konkretnie żel pod prysznic z serii Love Nature z wodą kokosową i melonem
– 250ml, plastikowa, niezbyt twarda butelka wypełniona gęstawym, turkusowo
przejrzystym żelem o zapachu wakacji. Aromat jest tak harmonijny, że nie sposób powiedzieć co dominuje
oprócz rozkoszy wąchania i tropikalnej wyspy i drinka z palemką. Sam produkt
jest wydajny i przyjemnie się nim myje. Co więcej pozostawia na skórze
delikatną powłoczkę nawilżenia, bardzo sympatyczne uczucie. Z tej samej linii zapachowej
mam też mydło w kostce. Musicie wiedzieć, że moja relacja z kostkami jest
złożoną, wielopłaszczyznową i trwała, jak na ten temat, więzią. Oprócz
oczywistego zadania mogą się one u mnie również spełniać jako zapachy do szaf,
a tu w każdej szufladzie inny zapach. Poważnie, mydełka z Ori na sucho pachną
długo i intensywnie – przeprowadźcie sobie taki eksperyment. U mnie kostka
poszła w ruch do czyszczenia pędzli i rewelacyjnie sobie z tym zadaniem
poradziła.
W kwestii nawilżenia, z serii Tenderly, perfumowany balsam
do ciała. Słodko różową plastikowa tubka, ze srebrnym zamknięciem na klik o
pojemności 150ml, i poza tym nie jestem w stanie niczego przeczytać z tyłu, ponieważ
drobne literki są matowo srebrne na cukierkowo różowej tubie – zmieńcie to
proszę. A sam balsam ładnie nawilża. Nie jest to najbardziej nawilżający produkt
jaki kiedykolwiek miałam, ale jest po nim miło. Jest lekki w konsystencji, a
pod palcami przypomina formułę szybko wchłaniającą. Skóra jest po nim miękka i
pachnie wiosennymi kwiatami. Jakimi? Nie mam pojęcia – mi kojarzy się to z
kwiaciarnią w ciepły wiosenny dzień, kiedy zapach kwiatów ucieka na ulicę.
Jedyne co, to osobiście nie używała bym go tuż przed snem, gdyż zapach naprawdę
jest konkretny i utrzymuje się długo.
Z makijażu miałam przyjemność testować tusz do rzęsThe ONE.
Posiada on sylikonową szczoteczkę z krótkimi włoskami rozmieszczonymi
równomiernie na całej szczoteczce, która jest lekko wygięta, by lepiej
dopasowywać się do kształtu oka. Sprawa bardzo ważna, ja osobiście lubię mokre
formuły, ponieważ łatwiej jest mi pokryć moje własne, które sięgają mi do brwi
prawie (ale nie mam dużej powierzchni powieki, spokojnie). Tu produkt ma
odrobinkę suchszą formułę, wiec muszę po prostu wykonać kilka pociągnięć
więcej. Natomiast dla osób o krótszych rzęsach sprawdzi się super. Osobiście
nie zauważyłam tu ani ekstra objętości, czy wydłużenia, natomiast robotę robi i
jestem z niego zadowolona.
Dostałam również paletę The ONE z kolorami naturalnymi. To
ciekawa sprawa, jest malutka, a jednocześnie w środku jest 8 zróżnicowanych
kolorów. 1mat i 7 cieni o perłowym wykończeniu. Fajnym akcentem
było to, że na każdym cieniu znajdował się numer, jakby wskazówka, co może być
użyte wcześniej lub później. Natomiast szybciutko zniknął ten akcent bo panewki
są malutkie. **Istotna informacja, osobiście lubuję się w mocnych i nasyconych
kolorach na oku**.
Same cienie pod palcami są mięciutkie, dobrze zmielone, a jednocześnie
się nie pylą, za to duży plus. Niestety kolory nie swatchują się z taką samą
intensywnością, bynajmniej nie wszystkie, jak w opakowaniu. Na oku jest jeszcze
inaczej. W moim odczuciu stają się
bardzo delikatne. Jeśli jednak jesteś kimś kto lubi delikatny makijaż dzienny,
lub ze względu na charakter pracy musi mieć lekki makijaż, jest to produkt do
rozważenia. Widać zaznaczone nim linie i nałożone kolory, ale są to jedynie
subtelne akcenty. Ktokolwiek projektował tą paletę, dał jej też niewielką i
dobrze przemyślaną dozę szaleństwa jako chociażby fiolet czy zieleń, żeby wprowadzić
jakąś różnorodność. Niestety u mnie cienie solo się nie trzymają i wymagają
bazy w postaci cienia w kremie lub produktu dedykowanego. Korektor się nie
sprawdza. Wyssą z niego całą wilgoć i się zrolują. A szkoda.Udało mi się nawet plamę słońca upolować, dla ciekawszego wyglądu swatchy.
Odnośnie zapachu, od dawna szukam jakiegoś uzupełnienia lub produktu, który mógłby zastąpić perfumy black i black orient z ZARY. To co bardzo mi się podoba w katalogu Oriflame, to szczegółowy opis zapachu z podziałem na nuty zapachowe. Inna sprawa, że trzeba je umieć czytać, ja jestem zupełną lebiodą jeśli o to chodzi. Wybrałam dla siebie perfumy z piżmem, grapefruitem i melonem. Mowa tu o zapachu ICE, który jest bardzo ciekawy i świeży. Na początku odniosłam wrażenie, że możemy do siebie nie pasować bo to dość ostry zapach, czysty taki w stylu Elizabeth Arden Green Tea. Na szczęście bardzo spodobały się mojej mamie, i poczułam ulgę, że gdyby coś to zostaną wykorzystane - z resztą to zapach bardzo w jej stylu. Efekt jest taki, że nosze je codziennie w torebce i to ja ich używam. Bardzo ładnie rozkwitają na mojej skórze, nie są tak ostre. A co najważniejsze są bardzo trwałe. Niestety nie mam jak sprawdzić, ich zachowania podczas ciepłego lata, ale widzę, a właściwie nie widzę, że miejsca nimi spryskane zaogniają się. Dla mnie to tylko plus, bo nie raz zapachy mnie obsypywały na dekoldzie.
Znam, uzywałam w podstawówce. Były spoko, chętnie po tylu latach bym do nich wróciła :)
OdpowiedzUsuńDawno już nie miałam nic z tej firmy. Kiedyś też było to sporadycznie.
OdpowiedzUsuńWiele lat temu używałam Oriflame, gdy dopiero kosmetyki te pojawiały się na polskim rynku.
OdpowiedzUsuńNie znam kosmetyków tej firmy, ale paleta wygląda całkiem niźle.
OdpowiedzUsuńCzęsto zamawiamy z gazetek oriflame i lubimy ich produkty :)
OdpowiedzUsuńTusze do rzęs ori ma fajne, zapachy też lubię, ale reszta ... no nie dla mnie ;/
OdpowiedzUsuńja zawsze powtarzam, że dla każdego coś się gdzieś znajdzie
UsuńJa już znalazłam swoich ulubieńców z ori, ale twoje paletki bardzo mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuń