środa, 3 października 2018

Testuję kosmetyki Oriflame



Hej!

Co u was słychać? Zimno nie? Nie?
No nic nie szkodzi, ja nie będę was chłodzić – badumpc.  
Jest powód dla którego mówię o temperaturze i chłodzie. Ponieważ ten wpis poświęcony będzie produktom skandynawskiej, a konkretniej Szwedzkiej firmy, która swoją ofertę przedstawia w  klasycznie papierowym i e-katalogu. Mowa oczywiście o Oriflame.


Jeśłi śledzicie mnie na Instagramie ( jak nie to tu klikamy i obserwujemy moje insta), mogliście dowiedzieć się ze stories, że dzięki uprzejmości koleżanki blogerki, dostałam paczuszkę z produktami tej firmy do przetestowania. Teraz nadszedł czas, kiedy chcę się z wami podzielić moimi opiniami o produktach, ale jednocześnie zachęcić do dyskusji(stymulujmy się nawzajem).

W paczce znalazłam bardzo zróżnicowane produkty. Mam coś do mycia i do nawilżenia, do makijażu i trochę zapachu, a nawet było coś do zjedzenia ;) – ach same rymy dzisiaj, to chyba jazz i herbata.
Dobra tego zapachu jest dużo i zanik przejdę do omówienia  poszczególnych produktów podkreślę to jak pięknie, intensywnie i nienachalnie pachną produkty które mam, a do tego są jeszcze trwałe.
Coś do mycia, konkretnie żel pod prysznic  z serii Love Nature z wodą kokosową i melonem – 250ml, plastikowa, niezbyt twarda butelka wypełniona gęstawym, turkusowo przejrzystym żelem o zapachu wakacji. Aromat jest tak  harmonijny, że nie sposób powiedzieć co dominuje oprócz rozkoszy wąchania i tropikalnej wyspy i drinka z palemką. Sam produkt jest wydajny i przyjemnie się nim myje. Co więcej pozostawia na skórze delikatną powłoczkę nawilżenia, bardzo sympatyczne uczucie. Z tej samej linii zapachowej mam też mydło w kostce. Musicie wiedzieć, że moja relacja z kostkami jest złożoną, wielopłaszczyznową i trwała, jak na ten temat, więzią. Oprócz oczywistego zadania mogą się one u mnie również spełniać jako zapachy do szaf, a tu w każdej szufladzie inny zapach. Poważnie, mydełka z Ori na sucho pachną długo i intensywnie – przeprowadźcie sobie taki eksperyment. U mnie kostka poszła w ruch do czyszczenia pędzli i rewelacyjnie sobie z tym zadaniem poradziła.

W kwestii nawilżenia, z serii Tenderly, perfumowany balsam do ciała. Słodko różową plastikowa tubka, ze srebrnym zamknięciem na klik o pojemności 150ml, i poza tym nie jestem w stanie niczego przeczytać z tyłu, ponieważ drobne literki są matowo srebrne na cukierkowo różowej tubie – zmieńcie to proszę. A sam balsam ładnie nawilża. Nie jest to najbardziej nawilżający produkt jaki kiedykolwiek miałam, ale jest po nim miło. Jest lekki w konsystencji, a pod palcami przypomina formułę szybko wchłaniającą. Skóra jest po nim miękka i pachnie wiosennymi kwiatami. Jakimi? Nie mam pojęcia – mi kojarzy się to z kwiaciarnią w ciepły wiosenny dzień, kiedy zapach kwiatów ucieka na ulicę. Jedyne co, to osobiście nie używała bym go tuż przed snem, gdyż zapach naprawdę jest konkretny i utrzymuje się długo.

Z makijażu miałam przyjemność testować tusz do rzęsThe ONE. Posiada on sylikonową szczoteczkę z krótkimi włoskami rozmieszczonymi równomiernie na całej szczoteczce, która jest lekko wygięta, by lepiej dopasowywać się do kształtu oka. Sprawa bardzo ważna, ja osobiście lubię mokre formuły, ponieważ łatwiej jest mi pokryć moje własne, które sięgają mi do brwi prawie (ale nie mam dużej powierzchni powieki, spokojnie). Tu produkt ma odrobinkę suchszą formułę, wiec muszę po prostu wykonać kilka pociągnięć więcej. Natomiast dla osób o krótszych rzęsach sprawdzi się super. Osobiście nie zauważyłam tu ani ekstra objętości, czy wydłużenia, natomiast robotę robi i jestem z niego zadowolona.



Dostałam również paletę The ONE z kolorami naturalnymi. To ciekawa sprawa, jest malutka, a jednocześnie w środku jest 8 zróżnicowanych kolorów. 1mat i 7 cieni o perłowym wykończeniu. Fajnym akcentem było to, że na każdym cieniu znajdował się numer, jakby wskazówka, co może być użyte wcześniej lub później. Natomiast szybciutko zniknął ten akcent bo panewki są malutkie. **Istotna informacja, osobiście lubuję się w mocnych i nasyconych kolorach na oku**. 
Same cienie pod palcami są mięciutkie, dobrze zmielone, a jednocześnie się nie pylą, za to duży plus. Niestety kolory nie swatchują się z taką samą intensywnością, bynajmniej nie wszystkie, jak w opakowaniu. Na oku jest jeszcze inaczej. W moim odczuciu  stają się bardzo delikatne. Jeśli jednak jesteś kimś kto lubi delikatny makijaż dzienny, lub ze względu na charakter pracy musi mieć lekki makijaż, jest to produkt do rozważenia. Widać zaznaczone nim linie i nałożone kolory, ale są to jedynie subtelne akcenty. Ktokolwiek projektował tą paletę, dał jej też niewielką i dobrze przemyślaną dozę szaleństwa jako chociażby fiolet czy zieleń, żeby wprowadzić jakąś różnorodność. Niestety u mnie cienie solo się nie trzymają i wymagają bazy w postaci cienia w kremie lub produktu dedykowanego. Korektor się nie sprawdza. Wyssą z niego całą wilgoć i się zrolują. A szkoda.

Udało mi się nawet plamę słońca upolować, dla ciekawszego wyglądu swatchy.




Odnośnie zapachu, od dawna szukam jakiegoś uzupełnienia lub produktu, który mógłby zastąpić perfumy black i black orient z ZARY. To co bardzo mi się podoba w katalogu Oriflame, to szczegółowy opis zapachu z podziałem na nuty zapachowe. Inna sprawa, że trzeba je umieć czytać, ja jestem zupełną lebiodą jeśli o to chodzi. Wybrałam dla siebie perfumy z piżmem, grapefruitem i melonem. Mowa tu o zapachu ICE, który jest bardzo ciekawy i świeży. Na początku odniosłam wrażenie, że możemy do siebie nie pasować bo to dość ostry zapach, czysty taki w stylu Elizabeth Arden Green Tea. Na szczęście bardzo spodobały się mojej mamie, i poczułam ulgę, że gdyby coś to zostaną wykorzystane - z resztą to zapach bardzo w jej stylu. Efekt jest taki, że nosze je codziennie w torebce i to ja ich używam. Bardzo ładnie rozkwitają na mojej skórze, nie są tak ostre. A co najważniejsze są bardzo trwałe. Niestety nie mam jak sprawdzić, ich zachowania podczas ciepłego lata, ale widzę, a właściwie nie widzę, że miejsca nimi spryskane zaogniają się. Dla mnie to tylko plus, bo nie raz zapachy mnie obsypywały na dekoldzie.



A czy wy znacie produkty z firmy Oriflame? Może macie jakiegoś ulubieńca?

Dajcie koniecznie znać w komentarzach na dole!

Wpadajcie na moje social media! Wystarczy kliknąć w obrazek!
I pamiętajcie dodać bloga do obserwowanych, będzie wam łatwiej tu wrócić.


Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    


8 komentarzy:

  1. Znam, uzywałam w podstawówce. Były spoko, chętnie po tylu latach bym do nich wróciła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno już nie miałam nic z tej firmy. Kiedyś też było to sporadycznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele lat temu używałam Oriflame, gdy dopiero kosmetyki te pojawiały się na polskim rynku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam kosmetyków tej firmy, ale paleta wygląda całkiem niźle.

    OdpowiedzUsuń
  5. Często zamawiamy z gazetek oriflame i lubimy ich produkty :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tusze do rzęs ori ma fajne, zapachy też lubię, ale reszta ... no nie dla mnie ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja już znalazłam swoich ulubieńców z ori, ale twoje paletki bardzo mnie kuszą :)

    OdpowiedzUsuń

!-- Powiadomienie Cookies BloggerPolska. Tu znajdziesz wi\u0119cej informacji: http://www.blogger.com/go/cookiechoices.-->