wtorek, 10 grudnia 2019

Kolekcja palet z cieniami #1

Hej,

Jeśli jesteście ze mną na instagramie, to wiecie, że zostałam poproszona o pokazanie mojej kolekcji kosmetyków. Postanowiłam, że zrobimy to w jakiś uporządkowany osób, dlatego z tymi z was, którzy są ze mną na insta zadecydowaliśmy, że zaczniemy od kolekcji palet z cieniami. Tu ponownie instagramowicze wskazali, że robimy to markami.

Przyłapałam się już na tym, że przy pierwszym podejściu pominęłam przypadkiem paletę...wykonałam więc podejście 2 i znowu zapomniałam o palecie, ale innej.
Suma summarum, udało się i oto pierwszy tura mojej kolekcji.

Przedstawiam wam mój - jak na chwilę obecną najmniejszy - zbiór produktów od marki Miyo.
Zdecydowana większość ich palet to, jak sama firma określa, "5  Points" czyli paletki 5 cieni. Czemu mówię, że większość ? Ponieważ mam w kolekcji i chyba tyle też wydal -2 duże palety z Vanessą.
Dla mnie na plus działa fakt, ze Miyo nie boi się koloru dzięki czemu palety nie są nudne.




Konsystencja:
Cienie matowe tą nieco suche  i pylące, za to bardzo dobrze napigmentowane a jednocześnie nie ma najmniejszego problemu z ich roztarciem i łączeniem.
Metaliki/perły są miękkie, wilgotne, a nawet lekko tłustawe. Nakłada się je jak marzenie zarówno palcem jak i pędzlem. Ponownie nie ma problemu z ich łączeniem. Nie zauważyłam również żeby miały jakikolwiek problem z przyklejaniem się na inne produkty.
Brokaty - te występują tylko w paletach we współpracy z Vanessą. To nie są te twarde brokaty, tylko mięciutkie cienie z efektem brokatu.Bazy w tych produktach są właściwie przezroczyste więc jedyne co widać na powiece to drobinki w rożnych kolorach. Jak wszystkie brokaty, lekko się pylą, ale wynika to chyba z tego, że po prostu drobinki są bardzo lotne.

Tona co patrzycie poniżej to mix produktów do oczu i ciała z palety Insta Glow własnie we współpracy z Vanessą. Celowo manipulowałam i przyciemniałam zdjęcie, żeby dać wam chociaż cień szansy zobaczenia tego w sposób zbliżony to efektu na żywo. Poniżej zobaczycie brokaty na ciemnej bazie. I tak, tak jest że niektóre te kolory znikają na skórze, kiedy nie obijają światła. Osobiście uważam że są mega.



19 Desert Storm


20 Cosmic Rehab


16 Holy Grall



21 Guess Who


Insta Glam we współpracy z Vanessą




Tak przedstawia się to na chwilę obecną, natomiast ma oko na jeszcze kilka produktów od Miyo. A czy wy znacie ich produkty?

Dajcie znać w komentarzach poniżej czy znacie któryś z produktów.

Wpadajcie na moje social media, tam toczy się osobne życie! Wystarczy kliknąć w obrazek!

Trzymajcie się i do następnego ;)
Pozdrawiam,

Kaś

                                                                    

wtorek, 3 grudnia 2019

Projekt Denko#9

Hej,

Zbierałam, zbierałam i uzbierałam górę pustych opakowań, z którymi czas najwyższy coś zrobić. i w ten oto prosty sposób nadszedł czas mega denka.Z jakiegoś powodu prawie połowa opakowań to produkty zapachowe. Doprawdy nie wiem jak to się stało.

Postanowiłam, że do denek będę dodawać nie tylko produkty, które zużyłam ja, ale również te które zużył mój narzeczony. Możecie się zastanawiać czemu tak. Pędzę z odpowiedzią. 
Po pierwsze i najważniejsze dlatego, że to i tak, my kobiety kupujemy naszym mężczyznom produkty pielęgnacyjne i inne takie. Mamo widziałyście facetów w rossmannie? Widok skrajnie straszny bo oni są tam tacy zagubieni. Drugim powodem jest to, że i tak pewną póle produktów zużywa się wspólnie. A nawet jeśli nie, to np i tak obie strony czerpią przyjemność np z zapachów. Wiecie jak jest.Skrajnie praktycznie.

Nie przeciągając, zacznijmy od największej kategorii czyli zapachów - przede wszystkim dezodorantów.


Isane Fruity Care, znają chyba wszyscy, który widzieli z 2 denka u mnie. Lekki, nie zbyt słodki cytrusowy zapach, który utrzymuje się przez cały dzień biurowy, czyli kolo 10h. Dla mnie podstawa bo lubię takie zapachy. 
Isana Soft Blossom, delikatny i lekki, kwiatowy zapach. Słodki. ale nie mdlący. 100 procent wiosny.
Fa Summertime Moments, lekki i wakacyjny zapach z lekką nutą ogórka. A przynajmniej tak to czuję ja.
Fa Fiji Dream, słodki i owocowy z nutą czegoś ostrzejszego. Wg producenta z Ylang Ylang. gdybyście zastanawiali się skąd mam duże opakowanie -Action za nie całe 6 zł. 
Fa Bali Kiss,zgodnie z info na opakowaniu o zapachu mango i wanilii. Ponownie słodki i wakacyjny zapach owocowy. 
Old Spice Bearglove, uwielbiam ten zapach. Słodki i męski a jednocześnie z nutą cytrusów i przypraw korzennych. Nie jest to zapach z cyklu tych  "czystych" i mydlanych, niemniej polecam obwąchać, może przypadnie wam do gustu.
Lady Speed Stick, pH Active - dla mnie nie ma zapachu, ważne że ja też potem nie mam zapachu ;) dodatkowo jest wydajny.
Adidas, 6 in 1 cool and care, Jakiś delikatny zapach jest, nie potrafię powiedzieć jaki za to jest przyjemny, a produkt skuteczny wydajny.
Fabio Verso, Vivo Glam, pachnie jak wiele zapachów escady. Słodki, owocowy i taki dziewczęcy.
Naomi Campbell, Silk Collection - słodki i mocny. To ten z cyklu zdecydowanych i kobiecych. W angielskim to taki zapach "empowering" co na polski przekładałoby się jako wzmagający poczucie własnej wartości  w wypadku zapachu.



Adidas,pure game relaxing, żel pod prysznic dla niego. Orzeźwiający, męski zapach, utrzymuje się na skórze całkiem długo, natomiast ciężko się zmywa i pozostawia delikatną warstewkę na skórze. 
Axe Dark Temptation - zapach czekolady. Ciepły zapach, lekko słodki, idealnie pasuje na chłodne miesiące.  Serdecznie polecam ten zapach  jako prezent na mikołajki czy święta.
Old Spice Bearglove, w odsłonie żelu pod prysznic. Zapach jak wyżej. jest super. ten utrzymuje się na skórze przez wiele godzin.




L'Oreal Elseve Arganina + proteina, do włosów osłabionych z tendencją do przetłuszczania się.  i od razu się nie zgodzę z producentem, chyba że myjecie włosy co dziennie i nie stosujecie odżywek. Fajnie pachnie i mocno się pieni, natomiast nie to jest najważniejsze w szamponie. Dla mnie pass.
Pantene pro-V Intensive Repair. Zacznę od tego, ze to przyjemny, słodki zapach. Pieni się jak marzenie.Dla mnie jest to szampon na 2,5dnia, tyle wytrzymują moje włosy. 
Dla mojego samca jest to szampon idealny.  I nie żartuje, ten szampon jest z nim dłużej niż ja. Jego włosy są po nim, takie błyszczące, miękkie i mocne.
Gliss Kur Total Repair i Oil Nutritive. Generalnie uwielbiam obie i używam ich razem jako uzupełnienia. nie będę się wypowiadać  co do składu, powiem za to, że produkt sprawia że moje włosy są gładkie i chcą współpracować, Dzięki nim nie mam problemu z rozczesaniem włosów, dodatkowo włosy nie są obciążone i grzecznie się układają. Dla mnie sytuacja typu "win win".
Gliss Kur  Ultimate Volume, nawet nie wiem czy ją jeszcze robią. Moim zdaniem bubel niesamowity i dlatego się o niej dowiadujecie. niedawno miałam kryzys bardzo suchej korony i w tej sytuacji mi pomogła. Nie daje natomiast żadnego  efektu wow czy super uniesienia. Jak się  domyślacie, powoduje mocne tłuszczenie się włosów i klasycznego "Klapa" zmokłej kury.




Dermedic, Hydrain3 płyn micelarny - bardzo lubię ten produkt. Nie usuwa całkowicie makijażu, szczególnie tego mocnego. To co daje  to cudowne nawilżenie skóry i złagodzenie wszelkich podrażnień. Moja propozycja dla tych z was z delikatną skórą, rozważcie go.
Bielenda Olejek Różany do mycia twarzy. Niestety mocne MeH, bardzo kiepsko radził sobie z oczyszczaniem, nie tylko buzi z makijażem, ale nawet z usuwaniem jego resztek. I faktycznie pachnie różą, co dla mnie jest trudne bo nie lubię tego zapachu.
Bielenda, Kojaca woda Różana. Całkiem spoko, nie usuwa całego makijażu, ale nie jest też najgorszy. Delikatny produkt do delikatnych tapet.
Lierac Hydragenist. Żelowa mkiełka do twarzy, przyjemnie nawilża i daje poczucie komfortu. Opakowanie 100ml starcza mi na około 6mcy więc wg mnie jest to produkt wydajny. Będąc fair nie jest to super taniocha, bo regularnie kosztuje kolo 130zł, promocje dają szansę na 90. Nadal wart.  Poza tym już się nim zachwycałam o tu - klik..
Sivia, maseczka w płachcie. Super chińszczyzna i jeśli będziecie mieć gdzieś okazje wypróbować zachęcam. Mocno nawilża i nie podrażnia.
Skin 79Fresh Garden Mask Snail. Ślimaki po prostu są świetne. Łagodzą podrażnienia i mocno nawilżają.
Mediheal Golden Chip. Ciekawy koncept maseczki z punkcikami do uciskania w ramach masażu buzi i pobudzania odpowiednich punktów. Fajny pomysł.sam produkt też całkiem całkiem, ale szału nie było.


Colgate plax, Herbal Fresh. Zielona herbata i cytryna. Ekstra produkt. Nie jest ani za bardzo miętowy czy za mocny w smaku, a jednocześnie bardzo dobrze spełnia swoje zadanie. To może dziwnie zabrzmi, ale pycha jest.





Pomadka ochronna Nivea różowy grejpfrut. Pięknie pachnie, dla mnie troszkę za bardzo wazelinowata.
Wibo Lip Lacque, Rock with me nr 2. A tego się po prostu pozbywam. Miłość się nie stała i bardzo mi formuła nie przypadła do gustu. Wiem, że jest to bardzo popularny produktu jestem w stanie to zrozumieć, bo ma piękny kolor, ładnie pachnie.
Astor Style Lip Lacquer, 205 all about style. Z tym gagatkiem żegnamy się ponieważ dożył swoich dni. Zmienił smak i zapach, natomiast ma pięny kolor i fajnie się go nosiło, chociaż dla mnie to bardziej błyszczyk niż cokolwiek innego.
Opakowanie milion pińcet, sto dziewieńcet, Wibo Fixing Spray, Photo Finish. Petarda!!! dziękuję. Nie daje uczucia ściągnięcia, ładnie scala, przedłuża trwałość. Wszystko super. 
Oriflamewonder Lash XX, The One 5in1. Wiem że rozpoznaje się te tusze po kolorze opakowania przede wszystkim, więc ja miałam wersja turkusowo-niebieską? Ten konkretny był super. ładnie trzymał podkręcenie i rozczesywał. Miałam z nim takie poczucie otwartego oka, również dzięki temu że ładnie wydłużał.  Na prawdę warto.
L'Oreal Volume Million Lashes, Fatale. Spoko, ale bez szału. W żadną stronę nie taki dramat jak Feline(czyli zielony). Ma troszkę dziwną dla mnie szczoteczkę. Może tak, wolne czarny, czerwony i fioletowy. Polecam je kupować tylko w promocjach
Eveline Cosmetics, celebrities eyeliner, wersja brązowa. Fajny pędzelek, ładny kolor i słaba pigmentacja. Dodatkowo szybko umarł. Czarny nadal spoko.



Gratuluję jeśli dobrnęliście do końca. Tak, tak, mam świadomość, ze się troszkę tego wszystkiego uzbierało.
A jak wam idzie zużywanie produktów na bieżąco?Mi niestety fatalnie.
Dajcie znać w komentarzach poniżej czy znacie któryś z produktów.

Wpadajcie na moje social media, tam toczy się osobne życie! Wystarczy kliknąć w obrazek!

Trzymajcie się i do następnego ;)
Pozdrawiam,

Kaś


                                                                    

wtorek, 23 kwietnia 2019

Wpis holenderski vol1


Hej,


Dawno mnie nie było. Wiecie jak to jest, czasami przytrafia się życie, a potem już nic się nie chce.
Ostatnio miałam okazje być w Holandii, tak przytrafiło mi się życie w pełnej okazałości. Na moim instagramie jest nawet room tour z hotelu, w którym się zatrzymała, gdybyście byli zainteresowani. 


Filcując czasoprzestrzeni, ponownie jestem w drodze na lotnisko w tym kierunku. I cieszę się że przytrafia mi się życie poza wirtualne, bo to zupełnie inny rodzaj doznań i wyzwań. Tym razem jednak nie o tym. 



Będąc za granicą próbowałam zaobserwować coś, co mogła bym nazwać "holenderskim standardem makijażu". Zaskoczyłam się. Z jakiegoś powodu spodziewałam się, że kobiety/dziewczyny tam będą malowały się mocniej lub bardziej wyraziście niż w domu. Tymczasem niespodzianka!
Dziewczęta w wieku gimnazjalno licealnym nie malują się praktycznie wcale. Nie zauważyłam też, żeby miały robione paznokcie. Nie wiem czy wynika to z ogólnych zasad szkolnych, czy po prostu z podejścia do życia. Może to kwestia rowerowego narodu? Tak, to prawda, tam gdzie mogą jadą rowerem. 

Chciałam powiedzieć "słyszałam, że", ale zostało to potwierdzone, że holendrzy zwykle maja więcej niż jeden rower... Ale o tym osobno.

Co do pań pracujących w biurach czy sklepach, ponownie nie zauważyłam zbyt dużej ilości kosmetyków na twarzy. Przyznam, że szokłam. Szok towarzyszy w wielu momentach dnia, ale z tego po prostu zrobimy kompilacje szokow.

Czegoś jednak udało mi się dopatrzeć i możemy mówić o pewnej tendencji.
Punkt pierwszy, jeśli używają podkładów to są to produkty, które wyglądają bardziej jak kremy BB czy podkłady o lekkim kryciu. Widziałam przez 2 tygodnie raptem JEDNĄ Panią z podkładem mocno kryjącym.
Coś co bardzo przypadło mi do gustu to ledwo podkreślone brwi. Wiele Holenderek jest blondynkami lub w różnych wariantach rudości włosa i mają delikatne brwi. Więc czułam się tam rewelacyjnie - ja człowiek bezbrwiowy.
Czego jeszcze nie robią? Nie robią kreski. Generalnie co do oczu stosują delikatne tusze, acz też nie koniecznie.

Panie z kręgów widocznie nie europejskich (pochlastac się można z tą poprawnością polityczną) używają róży - dla mnie to było zaskoczenie bo u białych Holenderek praktycznie nie widziałam różu. Kolorystyka na policzkach jest baaaardzo stonowana i naturalna.
Ponownie bronzer i rozświetlacz właściwie nie istnieją.
Żeby uprzedzić pytania, tak udało mi się upolować drogeryjny odpowiednik Rossmanna. W sumie byłam w 3 takich przybytkach rożnych firm. Właściwie nie mam wam czego pokazać, bo wszystko było takie samo jak u nas. Essence, Catrice, Rimmel, Maybelline i Max Factor. Czyli nic czego byśmy nie widziały. Tak, kilka kolekcji weszło tam wcześniej niż w Polsce, ale nic nadzwyczajnego. Sklep z markami własnymi prezentuje skrajne makijażowe bezpieczeństwo, żeby nie mówić że wieje nudą.
Przy pierwszej wizycie byłam bardzo ostrożna i bałam się robić zdjęcia. Teraz poszaleje i obiecuję, że się poprawię i w ciągu kilku dni uzupełnię ten post o zdjęcia. 

Niemniej chciałabym zadać wam pytanie.
Na co zwrócić uwagę wędrując teraz po drogeriach, czego szukać?

Przecież pisze nie tylko dla siebie, a was może interesować zupełnie co innego niż mnie.


PS.

Ściskam was ciepło z pociągu do wawy, trzymajcie za mnie kciuki żeby tym razem obyło się bez żadnych rewelacji.



Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    

niedziela, 27 stycznia 2019

Bell HypoAllergenic - paczka sponsorska.

Witajcie!

Co u was słychać? 
Dużo obowiązków? Piszecie sesje? A może ktoś z was uprawia słodkie lenistwo? - jeśli tak to zazdroszczę niemiłosiernie.

Ten post przybywa do was ze sporym opóźnieniem, tylko z mojej winy. A właściwie nie tak to ujęłam. Publikuje go dużo później, bo testowałam produkty. Jedne z nich po prostu pokochałam, inne są dla mnie trochę "meh".

Chcecie wiedzieć co i jak, czytajcie dalej.

Na początku września odbyło się spotkanie Blogilly (klik), gdzie w jednej z paczek dostałyśmy produkty marki Bell HypoAllergenic. Ucieszyłam się, ponieważ znam już kilka produktów tej marki. Kilka moich koleżanek chwali sobie również produkty z ich szafy(inne niż ja testowałam). Generalizując miałam już wyrobione zdanie w temacie kilku produktów i było ono pozytywne. Z resztą zapraszam do poklikania w linki, żebyście zobaczyli co już mam. Klik 1   Klik 2


W paczce znalazłam: lakier do paznokci, eyeliner w pisaku, bazę pod makijaż wraz z bazą pod cienie i korektor, a także 2 płynne pomadki. Wierzcie lub nie, ale prawie każdy produkt był dla mnie nowością.
Zacznę od tego co zrobiło na mnie najmniejsze wrażenie i przejdziemy do odkrytego przeze mnie cudeńka.

Zacznijmy od lakieru. Klasyczna formuła i piękny kolor z mnóstwem drobinek. Nie jest to całkowicie kryjący fiolet bazy, ale jest mocny. Tysiące niebieskich i fioletowych drobin. Zrobił na mnie piorunujące wrażenie jeśli chodzi o kolor. Krycie ma umiarkowane, potrzebne były 2 warstwy dla przyzwoitego krycia. Nic nie szkodzi, bo to dosyć standardowa sprawa dla lakierów drobinkowych. Niestety nie trzymał się na paznokciach długo i dlatego jest mehe. ALE, nie wykluczam, że gdybym miała lakier bazowy oraz lakier nawierzchniowy trwałość była by zupełnie inna.



Drugi meh podejrzewam, że jest kwestią przypadku, bo innym dziewczynom wiem, że sprawdził się lepiej. Mowa o linerze w pisaku z filcowo gąbkowym czubkiem. Jakiś czas temu marudziłam, że o fuj fuj liner w pisaku. Ten jest bardzo wygodny i ma bardzo fajnie wykrojoną końcówkę, dzięki czemu jest precyzyjny. Kolor swatchowany na ręce był piękny i czarny, ale produkt szybko się rozlewał po załamaniach skóry. Strasznie mnie to wystraszyło, że na oku będzie to samo. Uspokajam, nic takiego się nie stało. Za to kolor nie był już tak pięknie czarny, był wyblakły. Natomiast kiedy próbowałam go zmyć z ręki, zostawił mi fioletowo jakiś ślad, który zszedł po kilku myciach i wielu godzinach. Spanikowałam poważnie, bo co jeśli zostawi mi ślad na powiece? Ale nie zostawił. Produkt jest dla mnie nieco zagadkowy. Być może jeszcze kiedyś się spotkamy, bo pisak jest na prawdę precyzyjny. 




Kolejne 2 produkty są przeze mnie jeszcze nie odpakowane. Wynika to z tego, że mam już i bazę pod cienie i korektory  napoczęte. Natomiast mam inną bazę pod cienie z Bell (z tej Biedronkowej oferty) i bardzo ją lubię. Korektor miała moja znajoma i go sobie chwaliła. Oba produkty zamknięte są w buteleczkach jak płynne pomadki czy inne błyszczyki. Oba mają aplikatorki z lekko futrzanym czubkiem.



To przechodzimy do produktów, o których mam już więcej do powiedzenia.
Zacznijmy od płynnych pomadek. Dostałam 2, jedną metaliczną z nr. 02 Malbork, oraz pomadkę z lini Magicznej ;)


Metaliczna odsłona była mi już znana ponieważ posiadałam wcześniej  kolekcji piękną czerwień 03 Moscow.  Numer 02 to złoto zmieszane z brzoskwinią i na taki też kolor zastyga. Magick Glitter to piękna, nasycona, neutralna czerwień, która ma w sobie drobinki żółtozłotego brokatu. Na czym polega jej magiczność? Otóż brokat nie jest widoczny od razu. Trzeba czy też należy poczekać aż pomadka zastygnie na ustach, a kiedy złączy się wargi ze sobą pojawiają się drobinki. Im więcej się buziasz i cmokasz, tym więcej brokatu się pojawia.
Na zdjęciu u góry jak pomadki wyglądają chwilkę po nałożeniu. Poniżej natomiast zobaczycie różnicę w wersjach czerwieni od Bell i jednocześnie roztartą magiczną pomadkę, bo chciałam pokazać wam brokat.


Serdecznie wam polecam obie formuły.Są długotrwałe i łatwe w aplikacji. Nie wysuszają ust, a do tego ładnie pachną.


I oto pora na mojego ulubieńca. Nawilżającą bazę pod makijaż


Płynna baza zamknięta jest w szklanej butelce z pompką. Dozownik nie sprawia problemów, a wydajność jest spora, bo 1 pompka w zupełności wystarczy na całą buzię.
To nie jest, rzadki i wodnisty produkt, a raczej treściwy, bardziej podobny kremom w konsystencji.
Jeśli już trochę ze mną jesteście, wiecie, że buzia mi się suszy przeokrutnie i właściwie jedyne co mogę zrobić to zaakceptować swój los.
Ten produkt daje mi niesamowity komfort na twarzy przez cały dzień. Nie kłuci się ani z kremami, ani z podkładami. Dużym plusem dla mnie jest brak filmu na twarzy.
Bazę zaczęłam testować gdzieś w okolicach listopada i używam teraz tylko jej. Co prawda nie maluje się co dziennie, natomiast. Kiedy przyszły duże mrozy i wiedziałam, że będę potrzebować ekstra nawilżenia na cały dzień, postanowiłam zaszaleć i na poranną pielęgnacje, dosmarować tylko bazę. I wiecie co, to był świetny pomysł. Nie popękały mi naczynka ani też mnie nie pozapychało. Także z czystym sumieniem polecam wam tą bazę na okres zimny - do kwietnia na pewno. Zobaczymy jak będzie się spisywać w okresie letnim, jeśli nie zapomnę tego sprawdzić.


Z Bell HypoAllergenic mam: brązer, podkład i rozświetlacz - wszystkie w sztyfcie i są na prawdę ok. Kremowe cienie w słoiczkach, jak i w kredkach i również nie narzekam

A wy, znacie jakieś produkty z tej marki? Czy coś szczególnie przykuło waszą uwagę? Koniecznie dajcie znać w komentarzach na dole.

Ja wiem, że moja pzygoda z tą marką dopiero się rozkręca.

Wpadajcie na moje social media! Wystarczy kliknąć w obrazek!
I pamiętajcie dodać bloga do obserwowanych, będzie wam łatwiej tu wrócić.


Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    


czwartek, 10 stycznia 2019

Holy Grail nr16 - piątka od Miyo

Hejka!

Zimna zima? U mnie jest biała i zimna i jak zawsze zaskakuje drogowców. Mnie? Mnie też zaskoczyła, bo z jakiegoś powodu nabrałam ochoty do malowania się.

Z okazji nowego roku, przeanalizowałam swoją potrzebę pisania do was częściej, jak również pragnienia by posty przestały być tasiemcowate. Dlatego, dzisiaj krótko i treściwie o kolejnej palecie z Miyo, która również mnie zachwyca.

Raz na kiedyś dopadnie mnie wizja , że potrzebuję jakiegoś konkretnego koloru cienia w kolekcji nie zważając na mnogość produktów, które już mam. Tak też było w tym wypadku. Skusił mnie cień metalicznej mandarynki.



Nie wiem czy czytaliście mój wcześniejszy post o paletce 21 Guess Who od Miyo (klik). Tam zachwycałam się nad konsystencją wszystkich cieni. Zwróciłam wam uwagę, że maty też są super delikatne. Tu mamy doczynienia z nieco bardziej suchą teksturą produktu matów, co jednak nie umniejsza pigmentacji. 
Metaliki, te metaliki .... są fenomenalne, ponownie.


Sama kompozycja kolorystyczna, nieco mnie zastanawiała, obawiałam się, że czerwienie będą do siebie bardzo podobne. Jak widzicie są one zupełnie od siebie różne, tak jak i inne od tej z wcześniejszej palety. Ta czerwień z palety 21 jest podbita niebieskawym fioletem... fioletową niebieskością? Wiecie o co chodzi.






Obie paletki zrobiły na mnie ogromne wrażenie i za jakiś czas zafunduje sobie kolejnych kilka paletek.


Dajcie znać w komentarzach na dole czy lubicie takie kolory jak w paletkach i czy miałyście już styczność z marką Miyo.

Wpadajcie na moje social media! Wystarczy kliknąć w obrazek!
I pamiętajcie dodać bloga do obserwowanych, będzie wam łatwiej tu wrócić.


Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    

niedziela, 6 stycznia 2019

Miyo Five Points - No 21 Guess Who

Hej!!

Witamy w nowym roku. 
"Nowy rok, nowa ja" czy któraś z was rozpoczęła ten rok z takim nastawieniem?

Ja wychodzę z założenia, że każdy dzień jest dobry na zmianę, tak więc tak.

Już jakiś czas temu miałam do was popisać o tej paletce, bo kupiłam ją już jakiś czas temu.  Jednak opuźnienie w publikacji bało mi szansę więcej się z nią pobawić ( taa, jak bym nie miała opinii zaraz po zmacaniu)

Chcecie wiedzieć? Zapraszam dalej.



Kiedy na rynek trafiła paletka Miyo we wspólpracy z Vanessą z Beautyvtriks, postanowiłam zamówić również inne produkty tej marki z absolutnie czystej ciekawości. Było z czego wybierać, również dlatego, że firma wprowadzała na rynek w tym samym czasie sypkie pigmenty.

Ostatecznie zdecydowałam się oprócz palety zamówić 2 paletki po 5 cieni Five Points i sypki pigment, o którym też sobie kiedyś porozmawiamy.

W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że przesyłka przyszła super zabezpieczona i jeszcze dostałam gratisowy błyszczyk. Czyli za obsługę i wrażenie usługi mają ekstra punkty.


To teraz skupmy się na paletce Guess Who nr21.
Wszystkie Five Pointsy, to 5 cieni o dokładnie takich samych wymiarach. Sam koncept palet jednak różni się od siebie, bo nie wszystkie mają taką samą ilość matów i kolorów błyszczących.
Ta zawiera 2 kolory metaliczne i 3 maty.
Jest dobrze przemyślana i może robić za paletkę solową bo mamy tu i matowy brązobeż - jednak za ciemny jak na kolor pod łuk brwiowy. Jest czerń i kolor do przyciemnienia załamania powieki.
Mamy błyszczący wiśniowo czerwony kolor i jak dla mnie gwiazdę. Mocno lśniące cappuccino o ciepłej bazie i z połyskiem srebra złamanego różem. To nie jest oczywisty kolor.




Konsystencja cieni jest zachwycająca. Maty są mięciutkie i wydajne, bardzo mocno napigmentowane. To prawda, że ich miękkość sprawia, że nieco się "sypią" w opakowaniu, ale nie osypują się przy nakładaniu, co jest również istotne. Jeśli zaś chodzi o błyszczące kolory, są one wilgotne. trochę masełkowate i bardzo drogie i zaskakujące w dotyku. Kojarzę, że u Hudy są cienie o takiej konsystencji.

Jak widzicie na zdjęciu, opakowania są niewielkie z przejrzystym topem, wykonane z plastiku. Mi to nie przeszkadza bo zajmują mniej miejsca i łatwiej z nimi podróżować. Jedyne czego żałuję to że cienie nie mają swoich indywidualnych nazw i na odwrocie palety macie tylko naklejkę z nazwą całej piątki. Nie żeby to było istotne, ale można by ;).

Koszt takiej przyjemności to niecałe 15zł, czyli po 3pln za cień. Dla mnie bomba.

Kiedy już wszystko wypakowałam, sprawdziłam czy jest w jednym kawałku, przestudiowałam rachunek i w tym momencie wiedziałam, że będę zadowolona. Nie wiem czy wy wiecie, ja nie wiedziałam. Właścicielem lub firmą matką dla Miyo jest Pierre Rene. Uwielbiam cienie tej marki właśnie za nieoczywistość kolorów i konsystencje cieni. Kolejny plus dla firmy jest taki, że jest to polska firma, a to zawsze buduje ducha.

      ***dla dociekliwych, PR robi kosmetyki jeszcze jednej firmie, o której za jakiś czas***

Z cieniami pracuje się łatwo, mieszają się ze sobą i z innymi markami bez problemu. Długo się trzymają i nie zbierają + są tanie i polskie. Różnorodność kompozycji kolorystycznych dla 5tek jest na prawdę spora i myślę, że wiele osób znajdzie coś dla siebie.

Poniżej makijaż błyskawiczny tą paletą. Ja czuję się w nim doskonale i zajmuje mi chwilę.





Znacie markę, a może macie swoje zdanie o ich produktach już wyrobione?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach na dole.


Wpadajcie na moje social media! Wystarczy kliknąć w obrazek!
I pamiętajcie dodać bloga do obserwowanych, będzie wam łatwiej tu wrócić.


Pozdrawiam,
Kaś



                                                                    

!-- Powiadomienie Cookies BloggerPolska. Tu znajdziesz wi\u0119cej informacji: http://www.blogger.com/go/cookiechoices.-->