Hej!
Co u was słychać?
Ja przeprowadzam na
sobie drobne eksperymenty, o których być możne popiszemy za kilka miesiące.
Nie mniej nie będę
spoilerować, bo może zmienię zdanie.
Przejdźmy wiec do tego co zbierałam i to przez długi czas, żeby zrobić taki post. Z jakiegoś powodu, opakowania po zużytej kolorówce po prostu wywalam. Tym razem się przypilnowałam i pozbierałam. A poprzednie denko pielęgnacyjne TU.
Przejdźmy wiec do tego co zbierałam i to przez długi czas, żeby zrobić taki post. Z jakiegoś powodu, opakowania po zużytej kolorówce po prostu wywalam. Tym razem się przypilnowałam i pozbierałam. A poprzednie denko pielęgnacyjne TU.
+++++Krótka legenda+++++
-kolorem czerwonym mamy absolutne "nie,nie" dla mnie
-kolorem zielonym to co dla mnie jest "super"
-w fiolecie produkty, które z różnych powodów zasłużyły na wyróżnienie.
Essence, 2 in 1 dwukolorowy
korektor w kremie – bardzo ciekawy produkt. To był mój pierwszy kremowy korekt
i muszę przyznać, że był fajny. Przestałam go używać nie dla tego, że coś z nim
było nie tak, a dlatego, że skończyła się data, przez co chce powiedzieć, że
jest niesamowicie wydajny, a i ja wtedy nie do końca wiedziałam jak używać tego
produktu. Kiedy teraz o nim myślę nadal uważam go za produkt o innowacyjnym
koncepcie. Fakt, że składa się on z dwóch kolorów, daje nam niesamowitą wygodę
w personalizowaniu koloru jak i sprawia że dla wielu z nas taki produkt jest uniwersalny
dla każdej pory roku i nie potrzebujemy 3 kolorów i 3 produktów w ciągu roku.
Bell, puder utrwalający
do twarzy – był fajny, bledziutki i podobał mi się aż do momentu kiedy nie
zaczęłam próbować wykonać nim bakingu. Wtedy zauważyłam że bardzo podkreśla
wszystkie załamania pod oczami. Do całej buzi produkt jest jak naj bardziej ok,
pod oczy nie.
Constance Carroll,
puder do twarzy - to marka, której używała jeszcze moja kochana Babunia, i od
kiedy pamiętam, miała swoją małą kosmetyczkę na specjalne okazie, w której był
puder, najczęściej fuksjowa szminka i malutki ogryzek kredki do oczu. Moj kompakt
ma ... nikt nie wie ile lat i kiedy ostatnio był używany, ale gdzieś się
zagubił w moich szafach i z nostalgii nie mogłam się go pozbyć. Podejrzewam, że
u wielu z was jest to marka sentymentalnie związana z wczesnym dzieciństwem lub
początkami przygody makijażowej. Tyle.
Bielenda, CC odżywka
do paznokci - delikatnie mleczny produkt, szybkoschnący. Kiedy go używałam
paznokcie były mocne i długie. klasyczne lakiery utrzymują się na niej długo.
Na szczęście kiedy się skończył paznokcie nie zaczęły się kruszyć ani łamać.
Maybelline the
falsie push up drama maskara - chyba nie mam o niej żadnego mocnego
zdania. Jak zawsze ciekawa szczoteczka. Bardzo przyzwoity produkt,
ładnie się trzymał na oczach. Szkoda, że tak szybko mi wysechł. Chociaż może to
być wina mojego zwlekania z jego użyciem.
L'oreal Volume million lashes extra black - kolejny super tusz od L'oreala. Tu
mamy prostszą, sylikonowy szczoteczkę odpowiednik klasycznej dużej
szczoty, która ładnie rozprowadza produkt równomiernie. Ponownie przy tuszach
od L'oreal formuła jest mega wydajna, długotrwała, no bajer.
Vipera, błyszczyk do
ust- To niesamowity staroć, zostawiałam go po to. żeby patrzeć na niego. Piękny
multi drobinkowy produkt zawieszony w przezroczystej bazie. Muszę przyznać że
był nieco lepki, nawet za bardzo jak na moje upodobania, ale wyglądał ładnie.
Szkoda mi tylko, że nie mam nigdzie standu firmy, bo produkty mi się podobają.
Avon, błyszczyk do
ust - również mega staroć, którego nie miałam serca wyrzucić. Miał ciekawy
kolor, a oprócz tego srebrne drobinki. Kolejny przyzwoity produkt. Natomiast
utwierdził mnie w przekonaniu, że nie przepadam za błyszczykami. Nadal jednak
to dobry produkt.
Lipsmacker,
waniliowe ciasteczko - ależ super pachniała ta pomadka. Produkt zawiera
mikrodrobinki jak miałki brokat tu i ówdzie. Właściwie go nie widać, ale
niestety czasem czuć. Dobrze nawilżał i nie zostawiał żadnego posmaku.
Lipsmacker,
winogronowa fanta - ta oprócz zapachu ma smak. Słodki i dość specyficzny.
Ja oblizywałam usta ciągle, natomiast mój Paweł nie znosił jej smaku i zmuszona
byłam się z nią rozstać.
Miss Sporty, eyeliner studio lash the meoww -
tu niestety porażka. Produkt ma super cieniutki gąbkowy aplikator. formuła
natomiast mi nie przypasowała. nie wie co się stało, ale wystarczyło że
dotknęłam do skór a produkt zaczynał się lać dosłownie wszędzie, a to co się
wydało i tak miało bardzo słabą pigmentacje.
Rimmel, Scandaleyes,
eyeliner Micro Precision - psioczę na niego w domu, ale suma sumarum to bardzo
dobry produkt. Dla mnie to był pierwszy raz z linkerem w pisaku, dlatego na
niego psioczyłam. Natomiast ma super pigmentacje. Smukły czubeczek gąbkowego
aplikatora, który niestety się przytykał. Za to kreski robi ładne,
niekruszące się, niesmużące.
Lovely, brow gel
sculpter - nie powiem, podobał mi się i to na tyle, że kupiłam drugi. Super
jest w nim mała szczoteczka. Kolor też ma dość dobry jak dla blondynki.
Natomiast w zauważyłam w nim reflektywne drobinki któregoś razu i potem mi już
zawsze przeszkadzały.
Miss Sport, liner fioletowy i mocca - och ach
och. Kolory mnie absolutnie zachwyciły. Z pigmentacją było już nieco
gorzej. Formuła daje trochę prześwitów, za to pędzeleczek jest tak niesamowicie
cienki i można nim wykonać precyzyjną linię. Mam głęboką nadzieję, że firma
spróbuje ponownie podejść do tych linerów. Te same kolory inna formuła.
Sephora, liner -
dość gruby gąbkowy aplikator, co dla, niektórych jest dużym plusem, dla mnie
nie robi dużej różnicy ponieważ czubek jest bardzo precyzyjnie ścięty i można
nim malować również cieniutkie kreski. Produkt ma też bardzo ciekawy kolor. To
bardzo ciemny granat z lekkim połyskiem. Niestety dla mnie formuła była nazbyt
wodnista i nie pokrywała skory przy jednym pociągnięciu, a dokładanie kończy
się zdejmowaniem produktu z innych partii skory.
Essence, czarny
liner w kałamarzu - to mój absolutny faworyt w tej materii. Ma piękny,
intensywnie czarny kolor. Schnie szybko, ale nie na tyle by nie dało się czegoś
domalować. Wysycha na półmat i się nie rozlewa. Ja przerobiłam chyba 5 opakowań
i to prawda, ze daję szansę innym produktom, natomiast na ważne wyjścia dla
mnie tylko on. Ten konkretny, ze srebrną skuwką, nie jest wodoodporny ale i tak
w porównaniu z wieloma innymi produktami jest na nią znacznie mnie podatny.
Jak wam się podoba legenda kolorystyczna?
Znacie, któryś z tych produktów, macie o nich swoje zdanie?
Dajcie koniecznie znać w komentarzach poniżej i nie zapomnijcie dodać bloga do ulubionych!
Wpadajcie na moje social media, żeby być na bieżąco! Wystarczy kliknąć w obrazek!
Trzymajcie się i do następnego ;)
Pozdrawiam,
Kaś
Puder z Bell u mnie się sprawdził :) bardzo lubię!
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera żadnego z tych produktów u siebie nie próbowałam:/ Nie mam dużo kosmetyków, ale ostatnio zwiekszylam swoje zapasy jeśli chodzi o kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńNo niezłe zbiory :) Ja mam w denku zaległości straszne, od marca je pisze i skończyć nie moge a góry butelek mnie powoli zasypują haha.
OdpowiedzUsuńNie miałam nic z Twojego denka więc ciężko mi do czegokolwiek się odnieść.
OdpowiedzUsuńJa używam różnych kosmetyków, może i te kiedyś wyprubuje :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubie kosmetyki lovely :)
OdpowiedzUsuńWiele kosmetyków, jednak żaden z nich nie jest mi znany.
OdpowiedzUsuńSporo ci tego poszło :) moja mama też Constance caroll używa i używa hihi
OdpowiedzUsuńAle z Ciebie kosmetykoholiczka 😁 Ja tyle kosmetyków w rok nie zużywam 😅 Lipsmakery od dawna mnie kuszą... chyba czas najwyższy dorwać to waniliowe cisteczko :)
OdpowiedzUsuńTyle produktów a ja nie miałam ani jednego :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne denko - mnie kolorówkę niestety zużywa się najwolniej... Znam tylko tusz Loreal, to jeden z moich hitów.
OdpowiedzUsuńWaniliowy lipsmacker to coś co koniecznie chciałabym wypróbować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Juliet Monroe :)
ja muszę też podobny przegląd zrobić...
OdpowiedzUsuń