piątek, 15 czerwca 2018

Projekt Denko #7A - Kolorówka


Hej!

Co u was słychać?

Ja przeprowadzam na sobie drobne eksperymenty, o których być możne popiszemy za kilka miesiące.
Nie mniej nie będę spoilerować, bo może zmienię zdanie.
Przejdźmy wiec do tego co zbierałam i to przez długi czas, żeby zrobić taki post. Z jakiegoś powodu, opakowania po zużytej kolorówce po prostu wywalam. Tym razem się przypilnowałam i pozbierałam. A poprzednie denko pielęgnacyjne TU.

+++++Krótka legenda+++++
-kolorem czerwonym mamy absolutne "nie,nie" dla mnie
-kolorem zielonym to co dla mnie jest "super"
-w fiolecie produkty, które z różnych powodów zasłużyły na wyróżnienie.





Essence, 2 in 1 dwukolorowy korektor w kremie – bardzo ciekawy produkt. To był mój pierwszy kremowy korekt i muszę przyznać, że był fajny. Przestałam go używać nie dla tego, że coś z nim było nie tak, a dlatego, że skończyła się data, przez co chce powiedzieć, że jest niesamowicie wydajny, a i ja wtedy nie do końca wiedziałam jak używać tego produktu. Kiedy teraz o nim myślę nadal uważam go za produkt o innowacyjnym koncepcie. Fakt, że składa się on z dwóch kolorów, daje nam niesamowitą wygodę w personalizowaniu koloru jak i sprawia że dla wielu z nas taki produkt jest uniwersalny dla każdej pory roku i nie potrzebujemy 3 kolorów i 3 produktów w ciągu roku.

Bell, puder utrwalający do twarzy – był fajny, bledziutki i podobał mi się aż do momentu kiedy nie zaczęłam próbować wykonać nim bakingu. Wtedy zauważyłam że bardzo podkreśla wszystkie załamania pod oczami. Do całej buzi produkt jest jak naj bardziej ok, pod oczy nie.

Constance Carroll, puder do twarzy - to marka, której używała jeszcze moja kochana Babunia, i od kiedy pamiętam, miała swoją małą kosmetyczkę na specjalne okazie, w której był puder, najczęściej fuksjowa szminka i malutki ogryzek kredki do oczu. Moj kompakt ma ... nikt nie wie ile lat i kiedy ostatnio był używany, ale gdzieś się zagubił w moich szafach i z nostalgii nie mogłam się go pozbyć. Podejrzewam, że u wielu z was jest to marka sentymentalnie związana z wczesnym dzieciństwem lub początkami przygody makijażowej. Tyle.

Bielenda, CC odżywka do paznokci - delikatnie mleczny produkt, szybkoschnący. Kiedy go używałam paznokcie były mocne i długie. klasyczne lakiery utrzymują się na niej długo. Na szczęście kiedy się skończył paznokcie nie zaczęły się kruszyć ani łamać.





Maybelline the falsie push up drama maskara - chyba nie mam o niej żadnego mocnego zdania.   Jak zawsze ciekawa szczoteczka. Bardzo przyzwoity produkt, ładnie się trzymał na oczach. Szkoda, że tak szybko mi wysechł. Chociaż może to być wina mojego zwlekania z jego użyciem.

L'oreal Volume million lashes extra black - kolejny super tusz od L'oreala. Tu mamy prostszą, sylikonowy  szczoteczkę odpowiednik klasycznej dużej szczoty, która ładnie rozprowadza produkt równomiernie. Ponownie przy tuszach od L'oreal formuła jest mega wydajna, długotrwała, no bajer.

Vipera, błyszczyk do ust- To niesamowity staroć, zostawiałam go po to. żeby patrzeć na niego. Piękny multi drobinkowy produkt zawieszony w przezroczystej bazie. Muszę przyznać że był nieco lepki, nawet za bardzo jak na moje upodobania, ale wyglądał ładnie. Szkoda mi tylko, że nie mam nigdzie standu firmy, bo produkty mi się podobają.

Avon, błyszczyk do ust - również mega staroć, którego nie miałam serca wyrzucić. Miał ciekawy kolor, a oprócz tego srebrne drobinki. Kolejny przyzwoity produkt. Natomiast utwierdził mnie w przekonaniu, że nie przepadam za błyszczykami. Nadal jednak to dobry produkt.

Lipsmacker, waniliowe ciasteczko - ależ super pachniała ta pomadka. Produkt zawiera mikrodrobinki jak miałki brokat tu i ówdzie. Właściwie go nie widać, ale niestety czasem czuć. Dobrze nawilżał i nie zostawiał żadnego posmaku.

Lipsmacker, winogronowa fanta -  ta oprócz zapachu ma smak. Słodki i dość specyficzny. Ja oblizywałam  usta ciągle, natomiast mój Paweł nie znosił jej smaku i zmuszona byłam się z nią rozstać. 

Miss Sporty, eyeliner studio lash the meoww - tu niestety porażka. Produkt ma super cieniutki gąbkowy aplikator. formuła natomiast mi nie przypasowała. nie wie co się stało, ale wystarczyło że dotknęłam do skór a produkt zaczynał się lać dosłownie wszędzie, a to co się wydało i tak miało bardzo słabą pigmentacje.

Rimmel, Scandaleyes, eyeliner Micro Precision - psioczę na niego w domu, ale suma sumarum to bardzo dobry produkt. Dla mnie to był pierwszy raz z linkerem w pisaku, dlatego na niego psioczyłam. Natomiast ma super pigmentacje. Smukły czubeczek gąbkowego aplikatora, który niestety się przytykał.  Za to kreski robi ładne, niekruszące się, niesmużące.
 
Lovely, brow gel sculpter - nie powiem, podobał mi się i to na tyle, że kupiłam drugi. Super jest w nim mała szczoteczka. Kolor też ma dość dobry jak dla blondynki. Natomiast w zauważyłam w nim reflektywne drobinki któregoś razu i potem mi już zawsze przeszkadzały.

Miss Sport, liner fioletowy i mocca - och ach och. Kolory mnie absolutnie zachwyciły. Z pigmentacją było już nieco gorzej. Formuła daje trochę prześwitów, za to pędzeleczek jest tak niesamowicie cienki i można nim wykonać precyzyjną linię. Mam głęboką nadzieję, że firma spróbuje ponownie podejść do tych linerów. Te same kolory inna formuła.

Sephora, liner - dość gruby gąbkowy aplikator, co dla, niektórych jest dużym plusem, dla mnie nie robi dużej różnicy ponieważ czubek jest bardzo precyzyjnie ścięty i można nim malować również cieniutkie kreski. Produkt ma też bardzo ciekawy kolor. To bardzo ciemny granat z lekkim połyskiem. Niestety dla mnie formuła była nazbyt wodnista i nie pokrywała skory przy jednym pociągnięciu, a dokładanie kończy się zdejmowaniem produktu z innych partii skory.

Essence, czarny liner w kałamarzu - to mój absolutny faworyt w tej materii. Ma piękny, intensywnie czarny kolor. Schnie szybko, ale nie na tyle by nie dało się czegoś domalować. Wysycha na półmat i się nie rozlewa. Ja przerobiłam chyba 5 opakowań i to prawda, ze daję szansę innym produktom, natomiast na ważne wyjścia dla mnie tylko on. Ten konkretny, ze srebrną skuwką, nie jest wodoodporny ale i tak w porównaniu z wieloma innymi produktami jest na nią znacznie mnie podatny.



Jak wam się podoba legenda kolorystyczna?
Znacie, któryś z tych produktów, macie o nich swoje zdanie?

Dajcie koniecznie znać w komentarzach poniżej i nie zapomnijcie dodać bloga do ulubionych!


Wpadajcie na moje social media, żeby być na bieżąco! Wystarczy kliknąć w obrazek!


Trzymajcie się i do następnego ;)

Pozdrawiam,
Kaś


                                                                    

13 komentarzy:

  1. Puder z Bell u mnie się sprawdził :) bardzo lubię!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli mam być szczera żadnego z tych produktów u siebie nie próbowałam:/ Nie mam dużo kosmetyków, ale ostatnio zwiekszylam swoje zapasy jeśli chodzi o kosmetyki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No niezłe zbiory :) Ja mam w denku zaległości straszne, od marca je pisze i skończyć nie moge a góry butelek mnie powoli zasypują haha.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam nic z Twojego denka więc ciężko mi do czegokolwiek się odnieść.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja używam różnych kosmetyków, może i te kiedyś wyprubuje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo lubie kosmetyki lovely :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiele kosmetyków, jednak żaden z nich nie jest mi znany.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sporo ci tego poszło :) moja mama też Constance caroll używa i używa hihi

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale z Ciebie kosmetykoholiczka 😁 Ja tyle kosmetyków w rok nie zużywam 😅 Lipsmakery od dawna mnie kuszą... chyba czas najwyższy dorwać to waniliowe cisteczko :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tyle produktów a ja nie miałam ani jednego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ładne denko - mnie kolorówkę niestety zużywa się najwolniej... Znam tylko tusz Loreal, to jeden z moich hitów.

    OdpowiedzUsuń
  12. Waniliowy lipsmacker to coś co koniecznie chciałabym wypróbować :)
    Pozdrawiam serdecznie, Juliet Monroe :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ja muszę też podobny przegląd zrobić...

    OdpowiedzUsuń

!-- Powiadomienie Cookies BloggerPolska. Tu znajdziesz wi\u0119cej informacji: http://www.blogger.com/go/cookiechoices.-->