Hej!
Co u was słychać?
Mam nadzieję, że
wszystko dobrze.
Ja znowu zaniedbałam
kupkę pustych opakowań, że aż mnie chcą podgrzać. Dlatego oto przychodzi
kolejny projekt denko, który pozwoli mi zapanować nad kawałkiem podłogi.
Po zrobieniu zdjęć
okazało się, że znowu zachomikowałam mnóstwo także nie przeciągam i zabierzmy
się za to.
Sensodyne pro
szkliwo - kupiłam ją przede wszystkim ze względu na rozmiar. W kosmetyczce
noszę zestaw do mycia zębów, tak, taka jestem. Bardzo fajna pasta o mocnym, jak
dla mnie, miętowym smaku, pozostawia uczucie świeżości w paszczy na dość długo.
Kolejnych dwóch
produktów nie będę wymienia z nazwy. Pasty przywiozłam z Chin. natomiast piszę
o nich dlatego, że są czymś nowym i unikalnym dla mnie. Pierwsza to Lantial i
smakuje zieloną herbatą i jest absolutnie najcudowniejszą pastą do zębów jakiej
do tej pory używałam i gdyby się wam kiedyś na ali przewinęła to dajcie jej
szansę. Druga to pasta od - tak dobrze widzicie - LG o smaku solonego bambusa.
Wiem, że ta konkretna pasta była hitem w Korei. prawie nie ma smaku w
porównaniu z tym do czego się przyzwyczailiśmy w Europie. Ta zostawia tylko
delikatny posmak czegoś na kształt mięty- ale nie będę się upierać. I taką
pastę przywiozłam i dla was więc śledźcie uważnie moje social media by wziąć
udział w rozdaniu gdzie między innymi ona.
Avon, odświeżający
spray do twarzy, mango i marakuja - jak widzicie to mega staroć i zagubił się
gdzieś w pokoju. Natomiast, Avon wypuścił takie mgiełki kiedyś, zanim to było
modne i było to fajne. Poważnie, przede wszystkim pięknie pachniał, delikatnie,
nie dawał odczynu. Dużo przyjemności sprawiało mi jego używanie - tam kiedyś
jak umowy o pracę wykuwali w kamieniu.
Isana, dezodorant
grapefruitowy - Wszyscy którzy zaglądają na moje denka wiedzą, że go uwielbiam.
Czytaliście o nim wielokrotnie i pewnie jeszcze przeczytacie - Tu znajdziecie
wcześniejsze ochy.
Colab, suchy szampon
- to jeden z produktów, które kupiłam pod wpływem. Brytyjskiego YouTube.
Produkt pachnie bardzo ładnie i przyjemnie i długo się trzymał. Natomiast za
grosz nie odwiedzał włosów. Mogłam go wstrząsnąć, aż mi ręka odpadała i nic.
Żadnego białawego nalotu, no fajnie, ale też ani krzty mniej brudnych włosów.
Próbowałam, ale nie wyszło - więc więcej się nie spotkamy.
Isana, Szampon
intensywnie pielęgnujący, wanilia z miodem - Pięknie pachnie, to trzeba mu
przyznać, że zapach jest zniewalający. Natomiast mi się niestety nie sprawdził,
a szkoda bo żele i dezodoranty uwielbiam.
H&M, żel pod
prysznic, różowy makaronik - Żel z błyszczącymi drobinkami, które podczas
mydlenia się wyglądają po prostu bajerancko, natomiast ładnie się zmywają ze
skóry. Produkt jest niesamowicie wydajny i gęsty. Co pod koniec opakowania
wymaga dodania odrobinki wody, ale nadal jest super. Gdybyście szukali jakiegoś
produktu tego typu dla Swojej małej lub większej księżniczki czy samej siebie
to polecam serdecznie jeśli go znajdziecie.
Fa, żel pod
prysznic, magic oil, pink jasmine - Żel z malutkimi kapsułkami olejku.
Generalnie miły ale bez szaleństw. Żel jak żel.
Eveline, krem do
depilacji rąk, pach i okolic bikini - Serdecznie polecam, od tego zacznę. Nigdy
nie miałam żadnej reakcji alergicznej na żadnym kawałku siebie. Szybko działa,
tak no troszkę śmierdusia, ale nie wydaje mi się by inny produkt tego typu nie
miał tego specyficznego zapachu. Dajcie mu szanse.
Laboratorium
SVR, Rubialine, krem do twarzy – Nie jestem
w stanie zlokalizować, tego konkretnego produktu, natomiast testowałam różne
ich produkty. Jedne w miniaturkach, inne w pełnym wymiarze, jeszcze inne jako
próbeczki. Zawsze byłam z nich zadowolona. To dobre dermokosmetyki, celujące w
jedną konkretną potrzebę, a jednak oprócz tego zapewniają wiele dodatkowych
korzyści. Nawilżanie, lekką konsystencję, brak zapachu. Po prostu spróbujcie.
Neutrogena, Visibly
clear, bezolejowy krem nawilżający, różowy grapefruit – Niesamowicie lekki
krem, ale bądźcie poinformowani, pachnie mocno. Wchłania się dość ładnie. Nie podrażnia.
Dla mnie ma on jednak jeden minus, od temperatury około 19C rano. Poczucie
tego, że mam coś na buzi i takie specyficzne wypacanie produktu. Apotem, kiedy
starło się wierzchnia warstwę, trochę kremu nadal zostawało na buzi i było miło
cały dzień. (klik do wcześniejszego posta)
Pharmaceris
NUTRI-CAPILARIL – Nie mam pojęcia, które
to już opakowanie, ale nadal działa super. Same ochy i achy i czytajcie TU o a TU to już pełen post.
Dove, Derma Spa,
intensywnie pielęgnujący – No a miało być super. Tworzy na dłoniach delikatny
film, który dla mnie jest czymś czego nie mogę znieść. Nie przepuszcza powierza
i natychmiast się w nim pociłam i dostawałam potówek na dłoniach – nie polecam
ich serdecznie. Istnieje jednak opcja, że wam się spodoba, bo formuła jest
lekka i sam w sobie szybko się wchłania.
Oriflame, pralinowy
krem do rąk – O jak on pachniał, miły czekoladowy zapach, który nie przechodził
od razu w jakiś smrodek, tylko ładnie w delikatną nutkę orzechową. Lekki i nie wymagający,
szybko się wchłaniał.
Garnier, Neo
dezodorant, suchy krem – Przyznam, że sam koncept jest dla mnie intrygujący i
nie wiedziałam jak się na to zapatrywać. Nie mam, żadnych mocnych opinii.
Bardzo sympatyczny produkt. Niewymagający i naprawdę bezzapachowy.
No troszkę tego wyszło, a jeszcze kolorówka.
Ciekawa jetem czy mieliście styczność, z którymś z produktów lub firm.
Będę również wdzięczna jeśli wyrazicie swoje preferencje odnośnie zdjęć.
Dajcie koniecznie znać w komentarzach poniżej i nie zapomnijcie dodać bloga do ulubionych!
Wpadajcie na moje social media, żeby być na bieżąco! Wystarczy kliknąć w obrazek!
Trzymajcie się i do następnego ;)
PS. lekuchno mnie rodo wstrzymało, ale chciałam zrobić wszystko "by the book" i wydaje mi się, że się udało i widzicie informację o cookie i przetwarzaniu danych.
Pozdrawiam,
Kaś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz